Bedford School, czyli Turnau po angielsku – recenzja

Funkcja odkrywania w Spotify zaskoczyła mnie ponownie – Grzegorz Turnau śpiewa po angielsku! Najsampierw myślałem, że singiel „Bedford School” to tylko mały „wybryk” artysty. Zdziwiłem się, gdy okazało się, że Grzegorz popełnił cały album w języku Shakespeara. I to album nietypowy, ponieważ składający się w przeważającej większości (wyjątkiem jest tylko utwór tytułowy) z coverów. Zdziwienie towarzyszyło mi również przy pierwszym odsłuchu pełnego albumu Bedford School, postanowiłem więc zgłębić ten temat.

Grzegorz Turnau jest mi artystą bliskim, wprost uwielbiam to jak artysta bawi się słowem, przenosi trudną dla mnie poezję na pole bardziej mi przyjazne. Z dzieciństwa pamiętam jeszcze klip do utworu „Cichosza”, który emitowany był w TVP a który chyba jako pierwszy skradł moje serducho. Dlatego moje zdziwienie było ogromne, gdy przesłuchałem Bedford School. Przyznam szczerze – po pierwszym odsłuchu byłem zmieszany. Płytę otwiera radosny utwór Turnaua – bodaj pierwszy stworzony przez muzyka po angielsku. Dalej jednak są covery. I to covery, cóż by tu kryć – dosyć monotonne w kwestii doboru artystów. Połowę albumu stanowią aranżacje utworów Billyego Joela, reszta to Beatlesi (a w zasadzie Lennon/McCartney) przyprawione Stingiem. Aranżacje są bardzo dobre, nie można tutaj nic zarzucić. Jednak jako odbiorca tej płyty nie czułem się w pełni usatysfakcjonowany. Nie mogłem zrozumieć, co stoi za takim wyborem muzyki, za takim krokiem Grzegorza. A to tylko wzbudziło moją ciekawość. Tyle wystarczyło, żebym kupił album.

Bedford School – Turnau pięknie podany

Bedford School wkładka
Pan w prawym dolnym rogu to… Paul McCartney. Widać, prawda?

Album Bedford School jest bardzo estetycznie wydany. Mimo że mamy w tym przypadku do czynienia z digipackiem, co na moje nieszczęście jest już standardem. Przód okładki zdobi zdjęcie pana Turnaua (serio, do takiego gościa nawet po kielichu mówiłbym per „pan”) z lat młodzieńczych, co – jak się okazało, ma powiązanie z zawartością albumu. Wewnętrzną stronę wydawnictwa zdobią rysunki przedstawiające m.in. Johna Lennona. Książeczka stylizowana jest na dzienniczek szkolny, w środku znajduje się nawet plan zajęć. Tylna okładka to spis utworów,  który bardzo przypomina mi sposób w jaki dawniej opisywano ścieżki nagrane na taśmie studyjnej. Skojarzenia od razu powędrowały na Abbey Road. Płyta ukazała się nakładem Mystic Production. To również jest dla mnie w pewien sposób zaskakujące – label ten oprócz wydawania albumów metalowych, posiada w swoim portfolio właśnie Grzegorza Turnaua i np. Artura Andrusa. Muszę przyznać, że szeroka oferta Mystic zawsze mnie trochę zaskakiwała. Nie jest to jednak nieuzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia. Słyszałem, że wydawca darzy wspomnianych wyżej panów sporym zaufaniem, o czym piszę nie bbez przyczyny – moim zdaniem Bedford School jest właśnie owocem takiego zaufania. Za chwilę się z tego stwierdzenia wytłumaczę.

Teatr nie tylko jednego aktora

Grzegorzowi Turnauowi akompaniują naprawdę świetni muzycy, żeby nie szukać zbyt daleko – Jacek Królik czy Robert Kubiszyn. Muzycy takiego formatu

Turnau Bedford school
Książeczka wydawnictwa Bedford School robi wrażenie!

to po prostu gwarant świetnej aranżacji i wykonawstwa. Dlatego też po macoszemu potraktuję kwestię utworów na albumie Bedford School – wśród zaaranżowanych utworów znalazły się zarówno tak ikoniczne dzieła jak „Imagine” Lennona, jak i mniej znane dzieła niemniej znanych twórców. Cieszy wybór „All Dead, All Dead” grupy Queen – nie jest to bowiem szlagier. Osobiście podoba mi się również to, że na albumie znalazły się takie utwory jak „Blackbird” Beatlesów czy „For No One” tychże. Nie jest to tak oczywista selekcja, jeśli chodzi o czwórkę z Liverpoolu. W nagraniu niektórych piosenek na albumie towarzyszył zespół Shannon (wykonujący głównie muzykę celtycką) oraz jego wokalistka – Maria Rumińska. Dlaczego jednak te a nie inne utwory? Dlaczego angielskie? Skąd zdjęcie młodego Turnaua? Dlaczego Bedford School? Czemu wspominałem o zaufaniu Mystic Production?

Grzegorz „grande cojones” Turnau

Pierwotnie album Grzegorza Turnaua miał odziedziczyć nazwę po wspomnianej wyżej balladzie the Beatles – „For No One”. Powód jest niezwykle prosty – Bedford School jest albumem, który Grzegorz Turnau nagrał dla siebie. Zapewne więc nie zainteresuje go niniejsza recenzja ani moja opinia o płycie. Finalnie nazwa została zaczerpnięta z miejsca, w którym artysta spędził młodość i zainteresował się grą na fortepianie. To właśnie utwory Billyego Joela i Beatlesów były tymi, które  zafascynowały Grzegorza. Tłumaczy to więc warstwę graficzną oraz dobór piosenek. Bedford School jest płytą spójną, którą doskonale „spina” tytułowy, autorski utwór Turnaua. Beztroski klimat widać również w teledysku zrealizowanym do utworu „Bedford School” a osobisty klimat najlepiej oddają chyba komentarze pod YouTubową wersją tegoż. Pod teledyskiem wypowiadają się bowiem… koledzy z klasy Grzegorza Turnaua ze szkoły w Bedford! Sprawdźcie sami:

I mówiąc szczerze – Bedford School w mojej ocenie nie jest mocną pozycją w dyskografii Grzegorza Turnaua, jednak bardzo osobisty charakter tej płyty uzmysłowił mi, że nie wszystko na rynku muzycnzym jest produktem. I dlatego również uważam, że Mystic Production darzy Grzegorza naprawdę dużym zaufaniem. Trzeba mieć grande cojones, żeby na tak niewielkim rynku sprzedaży  fizycznej wydać taki album. Bedford School uważam – jako odbiorca, za album przeciętny. Wykonawczo i producencko stojący na świetnym poziomie, jednak – ze względu na język wydawnictwa, zawierający za mało Turnaua w Turnale. Mając jednak na uwadze, że jest to albbum „For No One”, po prostu ogromnie szanuję to wydawnictwo, artystę i label.

Albumu Bedford School Grzegorza Turnaua możecie posłuchać na Spotify:

Komentarze: