Ministerstwo kultury chce odkupić Polskie Nagrania, które w 2015 roku kupił Warner Music Polska od syndyka masy upadłościowej. Padają tutaj dwa zasadnicze pytania: czy to dobre posunięcie oraz dlaczego ministerstwo postanowiło odkupić katalog tak późno?
Katalog wytwórni Polskie Nagrania to bez dwóch zdań skarbnica muzycznych pereł. To nie tylko zbiór nagrań Czesława Niemena, ale również kolekcja albumów jazzowych, które są poszukiwane przez kolekcjonerów na całym świecie (i nie wyolbrzymiam tutaj!) oraz taśmy zawierające nagrania cenne zarówno dla DJ-ów, miłośników rocka, funku (!!!) czy muzyki elektronicznej. Prawdziwa kopalnia złota, z której nikt tak naprawdę zbyt wiele jeszcze nie wydobył. Pisząc o Polskich Nagraniach trzeba wspomnieć o poruszeniu, jakie wywołała sprzedaż katalogu – w 2015 roku media usłyszały o tym i niestety, nabrało to również charakteru politycznego. W końcu nagrania są polskie, prawda?
Ale czy wyszło to na złe?
Mimo to, mało kto zwracał uwagę na to, co się dotychczas działo z albumami do których prawa miały Polskie Nagrania. A działo się niewiele, na ich stronie można było kupić kilka płyt Grechuty, jakiś album Nalepy, płytę czy dwie Niemena i jakieś nikomu nieznane Novi Singers czy inne „bzdety”. Były nawet winyle!
Z tym że większość płyt była wyprzedana. A winyle nie różniły się jakością od tych oferowanych za komuny – okładki były tandetne a same płyty miały źle skrawane krawędzie i inne niedoróbki. Z całą pewnością też nie były tłoczone na „virgin vinyl”. Raz na jakiś czas „rzucili coś” i człowiek się czuł jakby polował na mięso za PRL-u. Najstraszniejsze w tym wszystkim było to, że nikt tak naprawdę nie wiedział co znajduje się w archiwum Polskich Nagrań. Chociaż może jeszcze straszniejszy był fakt, że sami fani muzyki musieli się dopraszać o reedycję płyt już niedostępnych. A reedycje te były wydawane bardzo niechętnie i tylko przy zabraniu odpowiedniej ilości osób, żeby sprzedać nakład minimalny (dla płyt winylowych, które i tak tłoczone były na zamówienie w Czechach ilość ta waha się między 300 a 500).
Rozumiecie to? Fani jazzu, którzy wiedzieli że jakiś skarb był przed laty wydany przez Polskie Nagrania musieli pisać petycje. Alternatywą było wydanie nawet kilkuset złotych na winyl w enigmatycznym stanie. Podsumowując – zarządzanie polskimi nagraniami było fatalne.
Polskie Nagrania – ocalić od zapomnienia…
Nie powiem, cieszyło mnie to, że katalog Polskich Nagrań trafił w „obce ręce” – miałem bowiem nadzieję na co najmniej kilka wydawnictw typu „Polish Funk”. Na plus z całą pewnością wyszła Warnerowi dystrybucja klasyków – Jantar, Breakout, polskiego jazzu więcej niż moja półka może unieść, Skaldowie, SBB. Żyć nie umierać! Mimo wielu głosów sprzeciwu, miłośnicy polskiej muzyki tak naprawdę zyskali na tej transakcji. Znając jednak niski popyt na polską muzykę, domyślam się, że Warner już niekoniecznie. Co się jednak stanie, gdy Polskie Nagrania wrócą w polskie ręce?
Przede wszystkim, wątpię żeby Warner chciał się pozbyć całego katalogu. Niektóre pozycje do których prawa mają Polskie Nagrania to prawdziwe evergreeny. A trzeba było się namęczyć, żeby je ocalić od zapomnienia… Druga rzecz – katalog ma trafić do Ministerstwa Kultury. Niesie to więc nadzieję na to, że zbiory zostaną w końcu przesłuchane, zdigitalizowane i może ukażą się chociażby kompilacje. A z całą pewnością trafią do Biblioteki Narodowej!
A czemu wszyscy powinni płacić za Polskie Nagrania?
Ta sprawa mnie właśnie dziwi najbardziej. O ile cieszy mnie, że zbiory zgormadzone pod labelem Polskie Nagrania staną się własnością Ministerstwa Kultury, to nie mogę tego ruchu pojąć. A to dlatego, że… Warner zobowiązał się zdigitalizować i przekazać wszystkie oryginalne taśmy matki do Archiwum Narodowego. Takie materiały to kopalnia dla kreatywnych DJ-ów czy muzyków. Ale tym samym nie rozumiem, po co podatnicy mają płacić za coś, co i tak dostaną? Być może nie znam kulisów całej sprawy. Być może patrzę na nią zbyt wąsko, ale naprawdę nie widzę sensu w „repolonizacji”. Po co nam bowiem skarby, z których nie potrafiliśmy korzystać?