Od zawsze mam problem z polską muzyką, w szczególności z polskim rockiem. Wyrażałem to zresztą niejednokrotnie, sam nie potrafię do końca powiedzieć o co chodzi. Nasz – jakby nie było – piękny język, jest bardzo trudnym w operowaniu. Odbija się to czasami na końcowej ocenie, jaką wystawiam wydawnictwu – tak to miało miejsce w recenzji albumu Jana Gałacha. Co jednak ciekawe, po ostrej ocenie jaką wystawiłem zespołowi Jana Gałacha, zgłosił się do mnie pewien facet z miłym słowem. Facet ten powiedział, że recenzja została napisana fachowo i chciałby, żeby jego płyta też była tak ostro oceniona. Tym facetem był Łukasz Łyczkowski, który w listopadzie 2018 roku wydał album – Łukasz Łyczkowski & 5 rano – Korzenie. Oj, dałeś mi tym albumem srogo popalić! Będzie więc długo, zapraszam do lektury.
Jeśli miałbym włożyć Korzenie do szuflady gatunkowej, umieściłbym go w tej z napisem „pop rock”. Mimo brzmieniowo mocnego materiału, utwory mają bardzo piosenkowy charakter. Lider zespołu – jeśli mogę tak o Łukaszu powiedzieć, jest wokalistą. Na albumie zarejestrował również ścieżki gitary akustycznej. 5 rano to klasyczny rockowy skład z dodatkiem klawiszowca, który najczęściej uzupełnia brzmienie zespołu o organy Hammonda, co niesie amerykańskie skojarzenia. Jeśli miałbym szukać podobnego brzmieniowo zespołu na polskiej scenie muzycznej, prawdopodobnie wskazałbym Braci.
Naprawdę głośna muzyka
Nie bez przyczyny mówi się, że rock umarł – kiedyś była to muzyka buntu. Muzyka nagrywana przez gości bez wykształcenia muzycznego, wiedzy teoretycznej czy jakiegokolwiek pojęcia o tym co robią. Po prostu szczera muzyka wkurzonych ludzi. Wkurzonych na tych wykształciuchów, którzy robią kariery muzyczne, na polityków, „system” czy na samych siebie. Później stała się to maszyna do robienia pieniędzy, powstały nawet gatunki takie jak rock stadionowy. Ta prosta muzyka ruszyła mnóstwo serc. Nie tylko tych, którzy chcieli latać prywatnymi odrzutowcami z kominkiem na pokładnie. Rewolucja, jaką zapoczątkowała muzyka rockowa miała skalę której już bodaj nigdy nie doświadczymy. Korzenie Łukasza Łyczkowskiego i 5 rano, mimo wyraźnego romansu z pop-rockiem, przypomina mi właśnie o tym pierwotnym kształcie muzyki zbuntowanych ludzi. Podejrzewam, że właśnie stąd wzięła się nazwa albumu Łukasza.
Pierwsza rzecz, która „rzuca się w oczy” po włączeniu Korzeni, to produkcja. Być może jest to podyktowane obecnymi trendami producneckimi, jednak przeszkadza mi słaba dynamika albumu. Daje się to we znaki szczególnie przy dłuższym odsłuchu na słuchawkach. Technicznie nie jest to błąd, dzięki takiej skompresowanej produkcji materiał nadaje się do emisji na antenie radia. Cisza jest na tym albumie towarem deficytowym, a szkoda. Jak już wspomniałem – przy dłuższym odsłuchu jest to męczące, Korzenie Łukasza Łyczkowskiego i 5 rano pokazują co mają moim zdaniem najlepszego pod koniec albumu. Zanim jednak przejdę do muzyki, jeszcze słowo o produkcji. Prawdopodobnie generalizuję, ale wydaje mi się że recenzowany album zyskałby sporo, gdyby perkusja była zrealizowana nieco inaczej. Przede wszystkim – werbel. Posłuchajcie utworu zamykającego album Secret Treaties grupy Blue Oyster Cult, kultowego „Astronomy”. Skupcie się na werblu. A teraz włączcie dowolny współcześnie wyprodukowany polski album rockowy. To jak porównać klaskanie do bicia z pięści po ryju. Moim zdaniem jest to raczej przypadłość producentów, którzy miksują polskie albumy rockowe. Poza tym, brzmienie Korzeni jest klarowne, szczególnie w dolnym rejestrze – basu i stopy.
Łukasz Łyczkowski i 5 rano – do meritum
Drugim aspektem, którego nie da się przeoczyć jest niezwykła barwa głosu Łukasza Łyczkowskiego. Wysoki, lekko nosowy i chropowaty głos wraz z przebogatą artykulacja wokalisty zapada w pamięć. Łukasz świetnie posługuje się tym narzędzdiem – w grzeczniejszych utworach operując dynamiką i artykulacją, natomiast w cięższych utworach atakując wyższe rejestry charakterystycznym falsetem.
Album Korzenie podzieliłbym na kilka sekcji – na początku otrzymujemy intro wprowadzające do dwóch mocnych kompozycji – „Posłaniec prawdy” i „Nie-święty”. „Posłaniec Prawdy” przy pierwszym odsłuchu był dla mnie lekkim zgrzytem – pierwsze słowa utworu to „Won z mojej głowy, jestem gotowy”, zbyt dokładny rym ukłuł mnie w uszy. Na szczęście później było pod tym względem dużo lepiej. O tym za chwilę. Druga część albumu jest trochę grzeczniejsza. Kompozycje „Obudź się i żyj” i „To jest mój rock & roll” to ewidentnie utwory przechylające szalę gatunkową Korzeni w stronę pop rocka. Ballada „Korzenie” mimo że również skierowana raczej do „radiowego słuchacza”, wyróżnia się kompozycyjnie na tle dwóch poprzednich. W mojej ocenie jest to zdecydowanie najlepszy utwór w tej „popowej” części płyty. Tekstowo, jeśli porównać to do otwarcia albumu, jest to zupełnie przeciwny biegun. Dzienikarze często pytają wokalistów, czy piszą teksty do gotowych utworów, czy pracują na gotowych tekstach. Domyślam się, że niekiedy trudno odpowiedzieć na to pytanie. Czasami utwór po prostu rodzi się w głowie w formie, która finalnie zostaje zarejestrowana. Myślę, że tutaj mamy do czynienia właśnie z takim utworem. Korzenie to po prostu świetna, bardzo naturalna kompozycja.
Kolejna ballada na albumie Korzenie – „Nie wiem jak”, została zarejestrowana w formie teledysku, co ciekawe słychać tu kilka błędów produkcyjnych. Najbardziej charakterystyczny jest dla mnie dograny wokal w ostatniej frazie pierwszej zwrotki – słowo „sen” nie najlepiej się skleiło w Pro Toolsie ;) Zdarza się. Mimo wszystko jest to całkiem przyjemna kompozycja, która świetnie trafia do odbiorcy, w tej chwili teledysk został wyświetlony prawie 2,5 miliona razy. Imponująca liczba!
Teksty Łukasza – mocna strona Korzeni
Jak już napisałem we wstępie – język polski to przebogaty język, bardzo plastyczny i trudny w użyciu. Wiem, że zabrzmi to jak pieprzenie starego dziada, ale ze świecą szukać dziś tekściarza pokroju Jonasza Kofty. Jacek Cygan? Dajcie spokój, po tym co napisał dla Leszka Cichońskiego, zupełnie nie rozumiem jego fenomenu. Dobry tekst piosenki to nie tylko przekaz, ale umiejętne dobranie sylab, akcentów i innych elementów, na które mało kto zwraca uwagę. Wspominam o tym dlatego, że mimo początkowego zgrzytu – teksty piosenek Łukasza są jedną z najmocniejszych stron recenzowanego wydawnictwa. Nie jest to Kofta, jasne, ale są przebłyski. Te przebłyski pojawiają się w szczególności dalszej części albumu. Utwory „Klaun”, czy – w szczególności wieńczący album „Starzec” to doskonały przykład tego, jak powinno się pisać teksty utworów. Nie potrzeba tutaj rymów a kolejne wersy wcale nie muszą być krótkie, żeby „pasowały” do piosenki.
„Starzec” jest zresztą chyba najlepszym utworem na całym wydawnictwie Łukasza i 5 rano, doskonale buduje napięcie, do tego jest różnorodny. Szeptana partia wokalu w tle tej piosenki to ciekawy zabieg artystyczny, „Starzec” zdecydowanie na tym zyskał. Myślę, że utwór ten na tle pozostałych piosenek zawartych na albumie, wyróżnia również bardziej zróżnicowana gra sekcji rytmicznej. To jest coś, czego brakowało mi w niektórych kompozycjach zespołu. Akcenty na hihacie, synkopowany rytm, bardziej rozbudowana gra basu. To jest to.
Korzenie pod kolejne albumy Łukasza Łyczkowskiego i 5 rano
Korzenie to album bardzo nierówny, jest to wydawnictwo który powoduje poważne zgrzyty podczas odsłuchu, na którym znajdują się błędy produkcyjne i który reprezentuje bardzo różny poziom kompozycyjny. Mimo to, jest tu też sporo jasnych punktów które wyróżniają album na tle innych zespołów parających się muzyką rockową. Widzę jednak w Łukaszu Łyczkowskim głód doskonalenia się, przede wszystkim jest to artysta który nie spoczywa na laurach a chce się rozwijać. Dlatego niezmiernie cieszę się, że mogłem napisać szczerze o albumie polskiego wykonawcy, bez strachu że wybujałe ego muzyka nagoni na mnie hejt nie tylko fanów, ale również przedstawicieli mediów.
Podkreślę raz jeszcze, że album zyskałby naprawdę wiele, gdyby był wyprodukowany z zachowaniem większej dynamiki, może warto następnym razem wysłać materiał do masteringu w zagranicznym studiu?
Był to dla mnie jeden z najtrudniejszych materiałów do zrecenzowania, jestem naprawdę rozdarty gdyż znalazłem na tym albumie wiele skrajności. Tak jak w przypadku wspomnianej wcześniej recenzji Jana Gałacha – mam świadomość, że rock najlepiej broni się na koncertach. W przyszłym miesiącu Łukasz Łyczkowski gra we Wrocławiu, z całą pewnością sprawdzę jak ta muzyka sprawdza się na żywo. Mam również nadzieję, że w końcu poznam Łukasza i podziękuję mu za to, co dla mnie zrobił. Bo właśnie – Łukasz wsparł mnie po fali hejtu jaka spłynęła na mnie ze strony środowiska fanów Jana Gałacha, która naprawdę mnie dotknęła. Te pojedyncze głosy kompletnie nieznanych mi ludzi, którzy w tamtej chwili wyciągnęli do mnie rękę były dla mnie bezcenne. Łukasz Łyczkowski ma duży dystans do swoich umiejętności, wysyłając mi album – prosił o szczerą krytykę. Jeśli jednak uważasz, że publikując ten tekst, zachowuję się mało profesjonalnie – masz do tego prawo.
Płyty dostępne są na stronie zespołu, o koncertach dowiesz się z facebookowego profilu Łukasza Łyczkowskiego.
Może z tych korzeni urośnie coś naprawdę solidnego.
Cały album Łukasza Łyczkowskiego i 5 rano dostępny jest do odsłuchania na platformie Spotify: