Morze Ralpha Kaminskiego nie jest co prawda najnowszym albumem, nie reprezentuje też stylistyki, za którą przepadam. Postanowiłem zmierzyć się z jego twórczością po majówkowym koncercie we wrocławskiej Hali Stulecia na który trafiłem zupełnie nie znając artysty. Co mnie skusiło do zmierzenia się z facetem kryjącym się pod pseudonimem Ralph Kaminski i co zatrzymało mnie przy jego kompozycjach?
Muzyka, jaką prezentuje Ralph Kaminski na albumie Morze, wymyka się spod wielu norm gatunkowych. Jest zbyt popularna na alternatywę, zbyt złożona kompozycyjnie na pop, przy tym liryczna i ambitna. Wydanie albumu Morze, z którym dane mi było się zmierzyć to piękny, półprzeźroczysty, zielony winyl. Płytę wydało w 2016 r. Fonobo – niezależna wytwórnia muzyczna która należy do labelu MTJ.
Winylowe wydanie albumu Morze
Druga zwrotka, bo zawsze chciałem zacząć od środka – jak to śpiewał pewien pan. Myślę, że odwrócę chronologię tekstu i na wstępie napiszę kilka słów o winylowym wydaniu albumu Morze Ralpha Kaminskiego. Pisząc recenzję zawsze posiłkuję się fizycznym nośnikiem. Bo muzyka to coś więcej, niż tylko dźwięki. Natomiast to, z jakiego nośnika przesłuchuje się płytę, bardzo wpływa na jej odbiór. Jest to pierwsza recenzja płyty winylowej na moim blogu. Lubię ładnie wydane płyty, to przyciąga mnie bardziej, niż mityczne „analogowe brzmienie”.
Morze na winylu to pojedynczy krążek wydany w kopercie, raczej bez wodotrysków ale bardzo estetycznie. Sama płyta została wytłoczona na jasnozielonym, półprzeźroczystym tworzywie winylowym. Kolorowy winyl zawsze cieszy oko.
Kolor płyty nawiązuje do kompozycji otwierającej Morze, utwór „Apple air”, który jako jedyny na tej płycie został zaśpiewany po angielsku. Tytułowe „jabłkowe powietrze” to nawiązanie do dzieciństwa muzyka, który dorastał w otoczeniu (również tym zapachowym) fabryki soków. Ciekawy temat na utwór, prawda?
Ralph Kaminski – ambitny piosenkarz
Na koncercie Ralph zaskoczył mnie swoją osobowością, naturalną charyzmą i niezwykłym show – co pokazuje holistyczne podejście artysty do prezentowanego repertuaru. Lirycznie, kompozycje Ralpha nie wydawały mi się przesadnie skomplikowane, jednak kompozycyjnie był to naprawdę ambitny materiał. Swoją koncertową opinię potwierdziłem słuchając albumu studyjnego Kaminskiego. Teksty, mimo że nie są złożone, biją szczerym przekazem i potężnym ładunkiem emocjonalnym. Ralph Kaminski z całą pewnością bardzo osobiście podchodzi do swoich utworów, co słychać chociażby po utworach „Podobno” i „Zawsze”. Powód? Intymność. Działa.
Warstwie muzycznej albumu Morze trzeba oddać osobny akapit, dawno nie słyszałem tak ciekawie zaaranżowanej muzyki, jakby nie było – popularnej. Talent kompozycyjny, podparty zdobytym wykształceniem (Ralph Kaminski jest absolwentem Akademii Muzycznej w Gdańsku) i świetnym warsztatem wokalnym, zaowocował świetnym produktem, jakim jest album Morze. Mimo że nie jest to album koncepcyjny, myślę że można traktować Morze jako dzieło kompletne, a nie tylko zbiór piosenek. Po pierwsze przez ułożenie utworów na płycie, które świetnie podkreśla dramaturgię płyty – otwarcie albumu melancholijnym „Apple Air”, przez świetny lirycznie „Mój hymn o Warszawie” po żywe „Meybick Song” i lądowanie na spokojnym outrze. Jak w dobrym filmie, jest wszystko czego trzeba. Za produkcję albumu współodpowiada Paweł Izdebski, znany młodszemu pokoleniu chociażby ze Studia Accantus.
Blaski i cienie debiutanckiej płyty Kaminskiego
Na uwagę zasługuje wykorzystane instrumentarium – oprócz żywej perkusji (którą zawsze cenię), na Morzu można usłyszeć sekcję smyczkową – skrzypce, altówkę i wiolonczelę, jest również fortepian, ale są również dźwięki syntezatorowe. Harmonie wokalne i chórki – coś, co zawsze mnie „kupuje” są wisienką na torcie. Na żywo My Best Band in the World (bo tak nazywa się zespół, z którym współpracuje Ralph Kaminski) pokazuje prawdziwego pazura i trochę żałuję, że na albumie Morze nie zachowano dynamiki, którą słyszałem na żywo.
Tutaj muszę skierować największy zarzut do debiutanckiego albumu Ralpha, a w zasadzie do winylowego wydania Morza. Dynamika na nagraniu jest naprawdę mizerna, szczerze powiedziawszy lepiej słucha mi się płyty ze Spotify, niż z analogowego źródła. Sygnał zapisany na krążku ma bardzo niewielką głośność – w zasadzie nigdy nie rozkręcałem swojego przedwzmacniacza tak głośno, jak przy odsłuchu Morza. Jest to pewnie spowodowane próbą umieszczenia dużej ilości muzyki na jednej płycie winylowej. Niestety, wydawnictwo pod tym względem wypada naprawdę marnie.
Mocny debiut Kaminskiego
Moim zdaniem najjaśniejszymi punktami albumu Morze są wspomniany już „Meybick Song” (który swoją drogą rewelacyjnie wypada na żywo), poruszający temat przemijania „Jan” czy „Mój Hymn o Warszawie”. Każdy z tych utworów prezentuje nieco inny „odcień” artyzmu.
I chociaż często jest tak, że to właśnie debiutancki album muzyka jest tym najlepszym, to wydaje mi się że Ralph Kaminski ma jeszcze bardzo dużo do pokazania. W twórczości Ralpha widzę wiele inspiracji świetnymi artystami, jak chociażby oczywiste nawiązanie do Davida Bowie w teledysku do „Meybick Song”. Podsumowując – Morze to album ambitny, bardzo osobisty i przemyślany. Naprawdę chciałbym, żeby taki pop leciał w radiu. Tylko Ralph, weź trochę lepiej te winyle wydawaj.
Jeśli moja recenzja albumu Morze Ralpha Kaminskiego zaciekawiła Cię, zachęcam do zapoznania się z twórczością muzyka: