Prawie rok temu opisywałem głośną w świecie audio aferę związaną z Mobile Fidelity. W skrócie – wytwórnia reklamująca swoje wydawnictwa na płytach winylowych jako poddane w pełni analogowemu procesowi remasteringu, korzystała z cyfrowych plików. Niby nic, ale jednak 40 000 kolekcjonerów poczuło się oszukanych i wniosło pozew zbiorowy. Sprawa zakończyła się ugodą i Mobile Fidelity musi teraz zapłacić łącznie 25 milionów dolarów poszkodowanym. Kulisy ujawnienia afery znajdziecie w artykule „Afera z Mobile Fidelity – o co chodzi?„
Co prawda wytwórnia zareagowała bardzo szybko, zmieniając wszystkie materiały reklamowe i wydając oświadczenie w sprawie. Nie przekonało to jednak tysięcy kolekcjonerów, którzy płacili wytwórni wyższe kwoty za „bardziej analogowe” płyty winylowe. Za jednopłytowe wydawnictwa z serii Original Master Recordings, czyli z serii, o którą toczył się spór, trzeba zapłacić około $100. W Polsce możemy je kupić za około 350 zł.
Mobile Fidelity nieszczere wobec klientów
Pozew został złożony latem ubiegłego roku. Dwóch kolekcjonerów uznało, że przez niejasną komunikację, płacili za wydawnictwa MoFi zawyżone ceny. Zebrali oni grupę 40 tysięcy osób, które poczuły się oszukane. W styczniu tego roku, Mobile Fidelity postanowiło pójść na ugodę z poszkodowanymi, od tego czasu trwał spór o wysokość rekompensat.
Finalnie ugoda opiewa na kwotę 25 milionów dolarów, które zostaną wypłacone w zamian za zwrot płyt. Ugoda została już zatwierdzona przez sędziego Jamesa L. Robarta. Klienci mogą wybrać, czy dokonują zwrotu i otrzymują pełną rekompensatę, czy zachowują płyty i otrzymują zwrot pieniędzy w wysokości 5% wartości płyty lub 10% w formie bonu na przyszłe zakupy w wydawnictwie. Nie wszyscy są zadowoleni z wysokości rekompensat, a niektórzy używają poetyckiego stwierdzenia, jakoby ugoda była „skażona smrodem zmowy”(źródło cytatu). Sądzę więc, że mało osób skorzysta z bonów.
Przy okazji przypominam, że na początku afery Michael Fremer, legendarny w środowisku audioświrków recenzent, bronił stuprocentowej analogowości płyt MoFi, powołując się na „anonimowe, ale wiarygodne” źródło. Jak widać, źródło chyba nie było wiarygodne.
Czego uczy nas ta sytuacja?
Moim zdaniem sytuacja z wytwórnią MoFi to ważny krok do zmiany komunikacji z klientami w branży audio. Nie dziwię się kolekcjonerom, którzy poczuli się poszkodowani. Płacili duże pieniądze za płytę, która miała być remasterowana z analogowego źródła, a finalnie taka nie była. Wytwórnia wielokrotnie podkreślała w materiałach reklamowych, że oferuje nośniki, których przetwornik analogowo-cyfrowy na oczy nie widział. Ogromne koszty, które poniosła przez to wytwórnia Mobile Fidelity to wynik albo celowego wprowadzania klientów w błąd, albo niedoinformowania działu marketingu. Jaki by jednak nie był prawdziwy powód decyzji o takim komunikowaniu, wielomilionowa ugoda powinna uświadomić branżę, że szczerość w komunikacji marketingowej to obowiązek. Z kolei konsumenci powinni zdać sobie sprawę z tego, że mają prawo żądać tego, co deklaruje producent.
Dlaczego to takie ważne? To już tylko moja ocena, ale wydaje mi się, że w branży audio taka nie do końca szczera komunikacja jest standardem. I świadczy o tym już nie tylko sytuacja z Mobile Fidelity. Szczegóły opiszę w moim kolejnym materiale na YouTube.