Dzisiaj będzie o tym, jak kable grają. To będzie nieco dłuższa historia więc zamiast standardowego wpisu na Facebooku, postanowiłem poświęcić jej wpis na blogu. Przygotujcie się na przypowieść o audiofilskiej taśmie i materiałoznawcy, który miał wątpliwości. Będzie trochę o alternatywnej fizyce, daleko posuniętym marketingu i ciekawych wrażeniach odsłuchowych. Dlaczego postanowiłem opisać tę sprawę? Ponieważ przypadek Silversmith Fidelium pokazuje, jak można „popsuć” kabel głośnikowy i ile są warte poetyckie recenzje prasy branżowej.
Rozdział pierwszy: głos konstruktora
Jak to zwyczajowo bywa przy promocji audiofilskiego kabla, branżowa prasa zachwyca się nowymi szatami króla. Przy okazji nierzadko nabijając się z tych, którzy kwestionują wpływ kabli na brzmienie. Przyjrzyjmy się Silversmith Audio Fidelium – jest to kabel głośnikowy w formie bardzo cienkiej taśmy. Zacznijmy naszą opowieść od słów twórcy.
Na portalu enjoythemusic.com, który swoją drogą nadał Fidelium wyróżnienie „produkt dekady” przeczytamy w wywiadzie z założycielem Silversmith Audio:
Charakterystyka LRC normalnego kabla nie będzie miała żadnego wpływu na dźwięk. Ten argument podnoszą kablowi płaskoziemcy kiedy podnoszą wrzawę o tym jak to kable nie mają wpływu na brzmienie
Gdzieś już słyszeliśmy określenie „kablowi płaskoziemcy”, prawda? Już puszczając je kompletnie mimo uszu, argument o tym, że charakterystyka LRC (nie wiem, czy można stosować zamiennie, ale chodzi o układ RLC) doskonale tłumaczy, w jaki sposób kabel głośnikowy może wpłynąć na brzmienie. Mamy tu więc do czynienia z dosyć oczywistym chochołem (vel. straw man). Dalej jest tylko ciekawiej:
Model fizyki falowodu bardzo dobrze wyjaśnia, dlaczego interkonekty, kable głośnikowe, cyfrowe i zasilające mają wpływ na jakość dźwięku. Co więcej, może on być również wykorzystany do opisania i zrozumienia innych zagadek związanych z brzmieniem kabli, takich jak to, dlaczego kable brzmią inaczej po poddaniu ich obróbce kriogenicznej lub po podniesieniu z podłogi lub dywanu.
Dowiedzieliśmy się więc, że kablowi płaskoziemcy po prostu stosują złą fizykę. Mówię Ci, są różne fizyki, Ty złą masz ziomek. To trzeba fizyką falowodu rozkminić. Wtedy podstawki pod kable grają! P.S. Jeśli ktoś potrafi na podstawie modelu fizyki falowodu wyjaśnić, jak dywan degraduje sygnał w kablu – sekcja komentarzy jest Wasza. Bardzo możliwe, że Nagroda Nobla również.
Rozdział drugi: głos ludu
Przy okazji agresywnej promocji kabla Silversmith Audio, rozpętała się o nim dyskusja na forum. A tam pewien audiofil będący przy okazji inżynierem materiałoznawcą, zaintrygowany wyżej przytoczonymi mądrościami, z ciekawości zajrzał na stronę producenta i jak stwierdził – zobaczył liczby, które nie wskazywały, że mamy do czynienia z dobrym kablem głośnikowym.
Producent twierdzi bowiem na swojej stronie, że:
Charakterystyka efektu naskórkowości naszego najnowocześniejszego stopu FIDELIUM jest do 33 razy lepsza niż w przypadku miedzi czy srebra. Kabel głośnikowy FIDELIUM, już przy grubości mniejszej niż tysięczna część cala, zachowuje się tak, jakby był 5,5 razy cieńszy.
Uzbrojony w swoją unikalną wiedzę materiałoznawcy, użytkownik wydedukował, że w opisie prawdopodobnie mowa o stopie miedzi i niklu. Co jednak ważniejsze, kabel wykonany z takiego materiału będzie charakteryzować się bardzo wysoką opornością elektryczną.
Na szczęście producent nieświadomie dostarczył danych do weryfikacji tego twierdzenia:
Każdy kabel FIDELIUM ma szerokość 2,25 cala i grubość mniejszą niż jedna tysięczna cala.
Nasz audiofil (hej, audiofile to też są porządne ziomki!), używając zakazanej sztuki matematyki, obliczył, że opór dla kabla o długości od 1,5 do 3 metrów (wartości przybliżone, jako że w oryginale podano w stopach) musi wynosić od 1 do 2 ohmów. Czy to dużo? O tym za chwilę
Kiedy audiofil podzielił się swoimi spostrzeżeniami z kolegami, spotkał się z drwinami. Bo wiadomo: „chłopie, nie słuchasz oscyloskopu”, „Prawo ohma, hehe”. Znacie te teksty.
Rozdział trzeci: głos ekspertów
Skracając jednak tę epopeję, nasz bohater wypożyczył kabel (teraz nikt mu nie powie, że nie słuchał, a się wypowiada!). Pomiary potwierdziły, że 3-metrowy kabel głośnikowy Silversmith Fidelium ma rezystancję (łączną, dla obu żył) wynoszącą 1,8 ohma.
To bardzo dużo.
Żeby zobrazować, jak bardzo duża jest to wartość, ulubiony zabieg retoryczny w dyskusji o sprzęcie audio: anegdota! Niedawno trafiłem na stronę nowego producenta kabli, którego reklamować jednak nie będę. Producent podał w opisie, że jego kabel głośnikowy ma rezystancję 4,3 ohm. Na kilometr.
Co więc chwalili wszyscy recenzenci? Rezystor. I tu chyba powinniśmy wrócić do układu RLC, który to ponoć nie wyjaśnia, dlaczego kable mogą wpływać na brzmienie. O tym za chwilę, najpierw trochę rozrywki. Poczytajmy, co recenzent portalu The Sound Advocate zaobserwował w brzmieniu tego kabla (całość tekstu tutaj):
Fidelium wydawał się bardziej szczegółowy, bardziej rozdzielczy, ale nie w sposób analityczny. Początkowo odniosłem też wrażenie, że w Fidelium było nieco mniej masy basu – wrażenie to zmieniło się diametralnie w ciągu następnych 8 tygodni – czy to z powodu wygrzania (prawdopodobnie nie), czy też dlatego, że miałem czas, aby przyzwyczaić się do brzmienia Fidelium – nie wiem. (…)
Z czasem okazało się, że z Fidelium mogłem łatwiej usłyszeć każdy instrument rozłożony na scenie dźwiękowej i podążać za partiami danego wykonawcy lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Na szczęście okazało się to bardzo pozytywną cechą, ponieważ nie było to spowodowane uwypukleniem jednego aspektu kabla względem drugiego, ani nienaturalnym podbiciem ogólnej detaliczności czy detali w transjentach – raczej czegoś w rodzaju podkręcenia przycisków „jasność”, „ostrość” i „kontrast” na wyświetlaczu telewizora w dużych sklepach z elektroniką.
To tylko jedna z recenzji omawianego kabla głośnikowego. Oddajmy głos recenzentowi Stereo Times (całość tekstu tutaj):
Od samego początku, to co było najbardziej widoczne, to szybkość brzmienia kabla Fidelium. Było w nim o wiele więcej szczegółów, otwartości i informacji muzycznych, co było niemalże atakiem na zmysły, ale w bardzo przyjemny dla ucha sposób. Fidelium generował barwy tonalne, które były żywe i energiczne. Instrumenty i wokale były dostarczane ze znaczną ilością realizmu i wiarygodności. Górne częstotliwości miały więcej powietrza i przejrzystości. Zestaw perkusyjny odkrywał przed słuchaczem nowe informacje, a dźwięki, które wcześniej były trudne do zidentyfikowania, teraz były łatwiejsze do odtworzenia. Nadal istnieją elementy w zestawach perkusyjnych, których nazw nie znam, ale dzięki Fidelium mogę z łatwością stwierdzić, jak brzmią.
Masa basu, szybkość brzmienia, a jakby tego było mało, jeden recenzent odkrył nawet nowe elementy w zestawie perkusyjnym. Czymże to jest, jeśli nie poezją? A co na to mówią fakty? O tym za chwilę.
Rozdział czwarty: głos rozsądku
Audiofilski guru, który założył Silversmith Audio stwierdził wyżej w wywiadzie dla Enjoy The Music, że charakterystyka układu RLC (resistor, inductor,
capacitor) nie wyjaśnia wpływu kabla głośnikowego na dźwięk. Wspomniałem, że to oczywisty chochoł, czyli brzydki zabieg retoryczny mający na celu uproszczenie argumentów drugiej strony w celu ich obalenia. Wprowadzając tak duży opór do obwodu, znacznie zmienimy brzmienie całego zestawu. Zmniejszy się między innymi tzw. współczynnik tłumienia wzmacniacza (damping factor).
Zwróćcie uwagę, żaden z tych kwiecistoustych recenzentów nie odnotował zmian, które w takiej sytuacji odnotować powinien: znaczących zmian w paśmie przenoszenia, zmniejszenia kontroli nad basem (no, jeden recenzent był blisko, ale finalnie kabel się wygrzał (xD) i bas wrócił do normy). Żaden ekspert branżowy nie zauważył wzrostu wysokich częstotliwości (co może się zdarzyć w przypadku niektórych głośników). Żaden z nich nie określił i nie wyraził jasno, co ten kabel MUSI robić z ich systemem. Nie, po prostu zwykłe kwieciste audiofilskie przymiotniki.
Żadna z tych osób, które przecież biorą pieniądze za słuchanie akcesoriów w swoich referencyjnych systemach, nie potrafiła zidentyfikować i wyartykułować wpływu dużego opornika połączonego szeregowo z głośnikiem, który będzie miał jasno zdefiniowane i zależne od głośnika efekty częstotliwościowe.
No ale cóż, tak to już bywa w tym barwnym, audiofilskim świecie. A skoro już o barwach, pewnie zastanawiacie się, dlaczego zdjęciem wyróżniającym w artykule jest zdjęcie różowego konia? Nie wiem, takie po prostu miałem.