Sound Rite SB26: test polskich monitorów aktywnych

Po teście monitorów aktywnych all in one, firma Sound Rite wysłała mi do testu swoją konstrukcję – SB26. To mała, Polska firma, która na razie w ofercie ma tylko jeden produkt: aktywne monitory w klasie AB w cenie 3250 zł za parę. Monitory mają być przeznaczone na rynek konsumencki, mimo że niektóre rozwiązania zostały zaczerpnięte z konstrukcji studyjnych. Początkowo miałem umieścić ten tekst jako wpis na Facebooku, ale za bardzo się rozpisałem. No to jedziemy!

Sound Rite nie zapłaciło mi za ten test, nie jestem również związany jakąkolwiek umową a wszelkie przedstawione tutaj opinie nie były w żaden sposób autoryzowane.

Każda kolumna SB26 jest wyposażona w 2 wzmacniacze zintegrowane o mocy 20 W dla głośnika wysokotonowego i 30 W dla niskotonowego. Wzmacniacze pracują w klasie AB. Obie jednostki posiadają swoją własną sekcję zasilania (a więc każdy głośnik ma swoje gniazdo IEC), aktywną zwrotnicę i symetryczne wejście XLR. Jest to konstrukcja dwudrożna z nisko-średniotonowym przetwornikiem o rozmiarze 6 i 1/2 cala, wysokotonowym jedwabnym głośnikiem z tłumioną komorą rezonansową oraz otworem bass reflex z tyłu konstrukcji. Producent wyposażył swoje kolumny w wejście trigger 12 V.

Sound Rite SB26
Sound Rite SB26 z przodu i z tyłu

Całość została zaprojektowana i wyprodukowana w Polsce (wliczając w to np. transformatory, PCB zwrotnicy czy w ogóle całe wzmacniacze). Producent wycenił SB26 na 3250 zł za parę (ceny monitorów często są podawane za sztukę, żeby wypozycjonować sklep wysoko na Ceneo). Jest to więc półka, w której bez problemu można znaleźć dobrze brzmiące konstrukcje na rynku pierwotnym i wtórnym. Pytanie tylko – czy są to konstrukcje będące bezpośrednią konkurencją tego produktu?

Ta strona nie wyświetla reklam, jeśli chcesz, możesz wesprzeć jej twórcę wirtualną kawą

Funkcjonalność – zapożyczenia z pro audio

To, co wyróżnia Sound Rite SB26, to nietypowe podejście do funkcjonalności, które jest zaczerpnięte z segmentu monitorów studyjnych. Moim zdaniem to jest największy minus tej konstrukcji, jestem przyzwyczajony do wygody połączeń bezprzewodowych lub tradycyjnego systemu ze wzmacniaczem, gdzie mam wspólną regulację głośności. Tutaj mamy dwie niezależne konstrukcje, które mają oddzielne wejścia XLR, IEC oraz regulację głośności dla każdej kolumny. Mocy jest aż nadto, osobiście ustawiłem potencjometr głośności obu kolumn na około 15%. W 17-metrowym pomieszczeniu w średnim polu była to głośność, na jakiej słucham zazwyczaj (poniżej 80 dB). Jako że konstrukcja posiada bass reflex z tyłu, trzeba zadbać o odpowiednią odległość monitorów od ściany – u mnie były ustawione w odległości 35 cm.

Tylny panel monitorów aktywnych
Tak prezentuje się tylny panel obu monitorów.

Taka filozofia konstrukcyjna ma jednak swoje uzasadnienie, dostajemy bowiem dobrze przemyślany od strony technicznej produkt, który posiada cechy rzadko spotykane w tym segmencie cenowym. W zasadzie nie przychodzą mi do głowy inne monitory aktywne na rynek konsumencki w cenie do 3500 zł za parę, które miałyby podobną specyfikację.

Brzmienie Sound Rite SB26: skrojone do jazzu

Są takie konstrukcje, które od pierwszego utworu wywołują efekt „wow”. SB26 do tego grona nie należą, co wcale nie oznacza, że brzmią źle. Nie zauważyłem tu żadnych tonalnych ubytków czy dołków, brzmienie jest zbalansowane i naturalne, choć środek pasma wydaje się nieco wyeksponowany. Monitory Sound Rite testowałem przy wykorzystaniu interfejsu od Focusrite oraz mojego odtwarzacza CD Sansui X701, który posiada zbalansowane wyjścia XLR.

Być może nie miałem tego „wow”, bo zacząłem testowanie od nieodpowiedniego repertuaru. Dopiero kiedy włączyłem Bird’s Lament Moondoga, który wykorzystywałem do testowania monitorów aktywnych w serii Moc Szczytowa, odkryłem najmocniejszy punkt tych monitorów. Reprodukcja instrumentów dętych na tych monitorach stoi na naprawdę wysokim poziomie. Dlatego od razu sięgnąłem po produkcje Teo Macero – Take Five od Brubecka czy klasyczne albumy Milesa Davisa – Bitches Brew czy Kind of Blue (tu w produkcji uczestniczył jeszcze Irving Townsend). Nie będę tutaj operował takimi stwierdzeniami jak „mikrodynamika” czy „szeroka scena”. Te monitory po prostu bardzo dobrze oddają to, co w tym repertuarze ma być oddane, a więc charakter brzmieniowy instrumentów i ich umiejscowienie w panoramie. Świetnie zabrzmiał też Johnny Dickinson i jego Castles & Old Kings, monitory Sound Rite bardzo wiernie oddają brzmienie gitary akustycznej nieżyjącego już artysty.

Jak sobie radzą z „elektryczną” muzyką?

W nieco bardziej złożonym repertuarze Sound Rite SB26 również radzi sobie nie najgorzej, jednak nie jest to poziom, jaki prezentuje przy wcześniej wspomnianych albumach. Testowałem je między innymi na Moving Pictures zespołu Rush, In Waves od Trivium czy Vacuum od Entropii. We wszystkich przypadkach mam podobne odczucia, mimo że bas schodzi nisko, to już przy takim repertuarze jego kontrola jest nieco gorsza niż ta, do której przyzwyczaiły mnie moje NS1000M. To jednak zupełnie inna liga i zupełnie inna (zamknięta), dużo większa konstrukcja z większym przetwornikiem niskotonowym. W moim odczuciu w takiej rockowo/metalowej muzyce na monitorach Sound Rite przez tę kontrolę dołu pasma, gitary elektryczne brzmiały trochę za mało czytelnie. I nie chodzi o to, że jest źle. Chodzi raczej o to, że w repertuarze akustycznym, szczególnie przy instrumentach dętych, jest tak dobrze, że spodziewałem się, że te monitory utrzymają ten poziom we wszystkim, co w nie wrzucę.

W tym momencie muszę przypomnieć, że jest to tylko i wyłącznie moje zdanie i to, co dla mnie jest „za bardzo” lub „za mało”, dla innego słuchacza może być w punkt.

Podsumowanie – czy monitory są warte swojej ceny?

Nie jest to konstrukcja idealna, ale w pewnych zastosowaniach sprawdza się świetnie. Z monitorami Sound Rite SB26 z całą pewnością polubią się miłośnicy klasycznego jazzu czy muzyki akustycznej i klasycznej. Te monitory mają aż nadto mocy. Bardzo łatwo było mi przesadzić z głośnością kiedy korzystałem z wyjść w odtwarzaczu CD.

Czy za tę konstrukcję warto dać 3250 zł? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć indywidualnie, jednak moim zdaniem warto przynajmniej wziąć je na poważnie pod uwagę, szczególnie jeśli słuchasz dużo wyżej wymienionej muzyki. Musimy pamiętać, ze jeśli decydujemy się na zestaw aktywny, to odpadają nam koszty wzmacniacza, a co za tym idzie, również możliwość niedopasowania go do kolumn. Chciałem napisać, że monitory Sound Rite dają posmak prawdziwego stereo, ale myślę, że to stwierdzenie jest niesprawiedliwe. Pod wieloma względami technicznymi to naprawdę bardzo dobra konstrukcja, a wierność odwzorowania instrumentów akustycznych stoi na bardzo wysokim poziomie. Wysokie tony nie są ostre i przerysowane. Średnica wyraźna, bez żadnych dołków w paśmie co świadczy o wysokim podziale na zwrotnicy. Dołu jest pod dostatkiem, a jego charakter jest zgodny z tym, czego oczekuje się od konstrukcji z bass reflexem. Myślę, że to dobry wybór w akceptowalnej cenie.

Pamiętajcie jednak, żeby nie kupować sprzętu na podstawie opinii w internecie. Monitory Sound Rite będziecie mogli sprawdzić osobiście podczas tegorocznych targów Audio Video Show w Hotelu Sobieskim. Dajcie wtedy koniecznie znać, jak Waszym zdaniem wypadają te polskie monitory.

Komentarze: